Prof. J. T. Marcinkowski: „Dla tych, którzy szukają w tatuowaniu ciała czegoś więcej, dedykujemy tę książkę…”

· Czy ma Pan Profesor tatuaż?
Tatuażu nie mam i nigdy nie miałem takiego pomysłu. Być może dlatego, że nie należę do pokolenia Millenialsów (zwanych pokoleniem Y, urodzonych w latach 80-tych i 90-tych XX w.), które tatuuje się najczęściej.
· Często dostrzega Pan tatuaże na ciele swoich studentów? Teraz chyba częściej niż przed dekadą czy dwiema?
W przeszłości w ogóle nie zauważałem studentów wytatuowanych. Teraz szacuję, że ponad 30% studentów może mieć tatuaże, bo – jak wiadomo – są one wykonywane coraz częściej.
· A naukowcy chyba także od tego nie stronią? I czy to wypada, by wykładowca miał widoczny tatuaż?
Pośród znanych mi profesorów, docentów tatuaży nie widziałem. Należy podkreślić, że rady wydziałów czy senatów uniwersytetów, zwłaszcza medycznych, są środowiskami ogólnie konserwatywnymi. Nie jestem pewien, ale tak myślę, że gdyby ktoś z tego grona pojawił się z tatuażem, to zapewne spotkałby się z ostrą krytyką. Jednak zastanawia mnie niedawno przeżyte wydarzenia. Otóż nie zapomnę mojej 43-letniej doktorantki (mgr rehabilitacji), która – poza nietradycyjnym ubiorem, różnokolorowymi włosami i dredami – miała rozległy, wyrazisty tatuaż na przedramieniu i ręce. Obrona pracy przebiegała spokojnie, Komisja doktorska była ogólnie przychylna i wydała korzystny werdykt. Ani w czasie obrony, ani potem w kuluarach, żaden profesor będący w Komisji, nie wyraził dezaprobaty czy choćby krytyki wyglądu doktorantki. Jednak zwyciężył jej profesjonalizm i jakość pracy doktorskiej… W moim odczuciu, jeśli wykładowca czy prelegent ma fascynującą osobowość, wiedzę i potrafi ją przekazać studentom, by zapamiętali do końca życia, przestaje być ważne, jak wygląda.
· Pytania, oczywiście, związane są z książką, której jest Pan Profesor redaktorem naukowym, a która jest poświęcona tatuażom. Skąd pomysł na naukowe podjęcie tego tematu?
Tak, jestem redaktorem naukowym wespół z koleżanką w moim wieku oraz młodszą osobą z kolejnego pokolenia. Piszę więc w imieniu naszym, dwóch pierwszych redaktorów i autorów z pokolenia baby boomers. W naszym długim życiu najbardziej nas szokują, ale też fascynują i ciekawią, poza rozwojem technik cybernetycznych, bardzo szybko postępujące przemiany społeczne. Dotyczy to też różnych form zdobienia ciała, ale głównie wszechobecnych wytatuowanych ciał. Spodziewam się, że ten proces przemian społecznych będzie postępował coraz szybciej. Staraliśmy się zrozumieć zjawisko i to było głównym powodem opracowania tego dzieła.  Jako biegły sądowy w dziedzinie neurologii jestem zobowiązany, wykonując badanie sądowo-lekarskie, jak najdokładniej to badanie przeprowadzić. Dlatego badam osoby rozebrane do bielizny – i jak postrzegam tatuaże, odnotowuję to w wyniku badania przedmiotowego – także dlatego aby uniknąć w przyszłości zarzutów, że przeprowadziłem badanie pobieżnie. Staram się opisać widziane obrazy tatuaży i ich lokalizację, gdyż może być to pomocne w dochodzeniu kryminalistycznym lub identyfikacji problemów z zakresu zdrowia psychicznego (omawiamy te tematy w książce). Oczywiście tatuaży czy piercingów, znajdujących się w sferze intymnej nie widzę, bo jako neurolog zupełnie rozebranych osób nie badam – obserwują to i opisują ginekolodzy czy urolodzy. Dla mnie ciekawym miejscem obserwacyjnym były Termy Maltańskie w Poznaniu – mnóstwo osób z bardzo widocznymi tatuażami tam widywałem. Dlatego widząc np. na basenie młode osoby z rozległymi tatuażami zastanawiam się, czy to tylko uleganie modzie czy oznaka wyzwolenia, podkreślenia osobowości i odwagi, czy jednak jakiś ukryty problem z własną psychiką. Tu muszę nadmienić, że z początków naszej pracy zawodowej pamiętamy tatuaże więzienne, przestępców, ale przede wszystkim wytatuowane numery na przedramionach żyjących jeszcze wtedy więźniów obozów koncentracyjnych – więc często mamy skojarzenia negatywne.
· Książka ujmuje problematykę tatuaży w bardzo szerokich kontekstach. Chyba nie ma na rynku księgarskim tak pełnego, wszechstronnego ujęcia tematu. Jakimi aspektami tatuaży zajmuje się Pan Profesor wraz ze swoim zespołem w publikacji?
Książkę opracowało trzech lekarzy – ja – neurolog, koleżanka ze studiów medycznych – pediatra, zakaźnik, nefrolog, medyk sądowy – kryminolog, a także psycholog i analityk medyczny doświadczony w obszarze medycyny sądowej. Zauważając, jak rozległy jest obszar zagadnień związanych z tatuowaniem ciała – staraliśmy się przekazać większość tematów, oczywiście opierając się na najnowszym piśmiennictwie światowym. Omawiamy więc zagadnienia: od historii tatuażu w różnych kulturach poprzez urodę i symbolikę, a także lokalizację na ciele tatuażu współczesnego – także w aspekcie osobowości osoby wybierającej taki rodzaj tatuażu, rolę w kryminalistyce, ale też ważne znaczenie informujące, np. tatuaż z nazwą choroby zagrażającej życiu lub niezgodą na reanimację. Tematem kilku rozdziałów są przeciwwskazania medyczne i zagrożenia zdrowotne związane z zabiegiem tatuowania, obecnością tatuażu także w odległej perspektywie czasowej i metodach usuwania tatuażu – często postrzeganych jako bezpieczne. Zupełnie odrębne omawiane problemy to: emocje osoby tatuującej się, motywacje zawarte w psychice (być może w podświadomości) osoby decydującej się na tatuaż, etapy przygotowania do decyzji wykonania sobie tatuaży, wybór tatuażysty, miejsca, a nawet pory roku wykonania tatuażu, pielęgnowanie ran po tatuowaniu do cytowanych wypowiedzi osób z problemami zdrowia psychicznego, którym pomaga tatuaż…
· Publikacja zawiera oprócz medycznej również część prawniczą, politologiczną i kulturową. Jeden z autorów, profesor prawa, rozważa prawne aspekty tatuaży, m.in. zastanawia się, czy to nie urąga godności sądu, by sędzia posiadał widoczny tatuaż? A jakie jest zdanie Pana Profesora?
Jako biegły sądowy od blisko 40 lat na razie nie zauważyłem wytatuowanych prawników. Choć… gdy pomyślę o spotkaniu wytatuowanego przestępcy z równie wytatuowanym prawnikiem wyobrażam sobie, że może być to powodem tzw. skrócenia dystansu szczególnie ze strony oskarżonego. Ale może się mylę… Zawód prawnika, nauczyciela, lekarza czy pielęgniarki, należą do tzw. zawodów zaufania publicznego. Osoby te mają kontakt z innymi, czasem nieakceptującymi takiego wyglądu ciała – co jeszcze w Polsce jest dość częste. Mogą budzić nie tylko niechęć, ale także podważać zaufanie co do profesjonalizmu. O swoich 100 tatuażach i reakcjach różnych osób, opowiada polska pielęgniarka, której wypowiedź cytujemy w książce. Podkreśla, iż trwałe rysunki na ciele na skórze mogą stanowić wyzwanie, by być lepszym, by dbać o swój wizerunek idealnego specjalisty…
· Tatuaże rzeczywiście zyskały w ostatnich dekadach na popularności, z elementu niemal znakującego przestępców czy członków gangów stały się dziełem sztuki, aktem artyzmu, któremu poddawane są nasze ciała. Ciało stało się materią dla dzieł w postaci tatuaży, których właściciele noszą je z dumą. I to chyba bez względu na wiek?
Tak, mogą być to dzieła sztuki, choć trzeba wziąć pod uwagę, że często kolory bledną a także zmienia się skóra i np. przepiękny tatuaż biały na dłoniach, imitujący koronkowe rękawiczki, z czasem zwykle żółknie i staje się powodem do zmartwienia…
· Jaki najpiękniejszy i najgorszy tatuaż widział Pan Profesor w swoim życiu? Co przedstawiał i kto był jego właścicielem? W jakich okolicznościach ujrzał Pan Profesor tatuaże, których nigdy nie zapomni?
Najgorszy tatuaż widziałem podczas sekcji sądowo-lekarskiej: przedstawiał diabła z widłami wrzucającego zawartość tych wideł do odbytu – był to dla mnie i kolegów fatalny widok. Ale znacznie gorsze są tatuaże neonazistów, także na głowie. Nie wiem, czy najpiękniejszy, ale najrozleglejszy i bardzo kolorowy tatuaż przedstawiający wielkiego smoka widziałem na całym tułowiu – i z tyłu i z przodu – rozebranej do badania lekarskiego młodej kobiety. Przyszła ona na to badanie z koleżanką – i jak wyznała, koleżanka ma taki sam tatuaż. Czy można w takiej sytuacji myśleć o ich związku, czy tylko o wielkiej przyjaźni? Oczywiście, ciekawe są ich dalsze losy. Czy te smoki będą się im dobrze kojarzyły aż do końca życia? Tak, tatuaż często stanowi nie tylko zagadkę, ale też jest otwarciem dla podobnych przemyśleń… Najbardziej jednak w jakimś sensie nas wzruszają i pobudzają do rozmyślania nad losami człowieka, który żył przed wielu laty, nad jego emocjami, a także nad celem, któremu mógł służyć tatuaż – tatuaże oglądane na płatach skóry zatopionych w słojach z formaliną od ok. 1930 r. Są to eksponaty Muzeum Katedry i Zakładu Medycyny Sądowej w Poznaniu, których zdjęcia i nasze związane z nimi refleksje zamieszczamy w książce.
· Jakie medyczne komplikacje mogą się pojawić w trakcie czy tuż po wykonanym tatuażu, bo i to nie należy do rzadkości. Poświęcony temu zagadnieniu jest obszerny rozdział książki.
Prześledziliśmy literaturę naukową i podaliśmy wszystkie opisane powikłania medyczne od zakażeń w czasie zabiegu, jak i toksyczności tuszu, ale też składników, które powstają w czasie usuwania tatuażu laserem, alergie i czasem poważne schorzenia skóry…
· Czy w swojej praktyce medycznej i badaniach naukowych często Pan Profesor miał do czynienia z ubocznymi skutkami tatuowania?
Obserwowałem skórę, z tatuażem zakażonym bakteriami opornymi na antybiotyki (których jest coraz więcej), z licznymi ropniami w tym miejscu i ogromnym bliznowcem, zniekształcającym kończynę po wygojeniu.
· W czasie pandemii studia tatuaży długo były, teraz znowu są, zamknięte. Na co obecnie trzeba zwrócić baczną uwagę chcąc wykonać sobie tatuaż?
Jak zawsze – poza poznaniem przeciwwskazań medycznych, wpływu na zdrowie, czy nawet rozumienia przez innych wybranego obrazu (np. by nie budził skojarzenia z tatuażem przestępczym lub ranił czyjeś odczucia religijne), należy wybierać salon profesjonalny, sprawdzony i doświadczonego tatuażystę – bo np. ważna jest odpowiednia głębokość wkłucia igieł, by tatuaż nie zniknął po pewnym czasie ze złuszczonym naskórkiem lub by barwnik nie powędrował w głąb ciała. Ważne są też odpowiednie warunki higieniczne zarówno w salonie, jak i potem, w domu, bo są możliwe zakażenia, np. wirusami zapalenia wątroby czy HIV. Wszystkie te problemy omawiamy, także przedstawiając prace doświadczalne…
· Jakie rady miałby Pan Profesor jeszcze dla osób chętnych do wykonania sobie tzw. dziary?
Osobie, która pragnie wykonać sobie tatuaż, polecamy tę książkę. Znajdzie tam wiele pytań, które może nawet nie przychodzą do głowy i odpowiedzi na nie. Bo jak napisał po łacinie XVI-wieczny polski pisarz Andrzej Frycz Modrzewski: Qui bene dubitat, bene sciet – Kto ma uzasadnione wątpliwości, osiągnie wiedzę. Tak więc, decydując się na tatuaż, zwłaszcza rozległy, warto mieć najpierw wątpliwości, zdobyć wiedzę, dłużej myśleć, uruchomić wyobraźnię i zadać sobie pytanie, czy wybrany wzór się nie znudzi, ale też, czy chcąc być oryginalnym, wbrew zamierzeniom, okaże się, że jest się tylko elementem w tłumie innych podobnie wytatuowanych. Bo tak bywa z modą… A dla tych, którzy szukają w tatuowaniu ciała czegoś więcej, dedykujemy tę książkę…

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Paulina M. Wiśniewska

Jerzy Tadeusz Marcinkowski (ur. 1 maja 1948 w Wadowicach) – polski lekarz, neurolog, profesor zwyczajny, higienista. W latach 2001-2018 kierownik Katedry Medycyny Społecznej Uniwersytetu Medycznego im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu. Od 2018 kierownik Katedry Higieny i Epidemiologii Wydziału Lekarskiego i Nauk o Zdrowiu Uniwersytetu Zielonogórskiego. Stały biegły sądowy w dziedzinie neurologii od 1983.

Na zdjęciu: Prof. Jerzy T. Marcinkowski w swoim gabinecie /archiwum Profesora/ oraz portrety.

Poniżej – okładka książki o tatuażach, zapowiedź wydawnicza /przewidziana premiera książki – przełom kwietnia i maja 2021/